Panuje nam znieczulica

Sobota. Godzina 20. Odprowadzam Jolę do domu. Zawsze za przejście podziemne. Pożegnałem się. Wracam. Zacząłem schodzić po schodach obleśnego i odpychającego przejścia. Po przebyciu 3 schodów zarejestrowałem, że starsza pani z rowerem doszła do początku schodów i zbiera się w sobie do nie lada wyczynu podniesienia roweru. Krótkie zastanowienie. Wracam na górę. Może pani pomogę? Stwierdziła, że może da radę ale gdy złapała ramę swej damki stwierdziła, że nie da rady chyba. Przeniosłem rower bez wysiłku. Otrzymałem serdeczny uśmiech i podziękowanie. Nie napisałem "bez wysiłku" aby popisać się tężyzną fizyczną, tylko podkreślić jak mało taki czyn wymaga a jak wiele daje. I tak byś przeszedł przez to przejście. A temat przejść w moim mieście jest jednym z moich ulubionych. Przejścia stosunkowo nowe, są wprost zamalowane pseudo graffiti. Są oszczane, zarzygane. Czasami przejście na drugą stronę i utrzymanie zawartości żołądka jest trudne. Oczywiście są windy. Również oszczane. Częściej są zepsute niż sprawne. I jest zakaz wchodzenia do nich z rowerami. Kobieta z wózkiem również miejsca dużo nie ma. Tu druga historia. Po lekcjach z Jolą i Szymonem kręciliśmy się po mieście. Przeprowadziliśmy Jolę przez przejście. Tego dnia windy były zepsute. Wróciliśmy już na drugą stronę gdy w kierunku przejścia poszła młoda matka z wózkiem. Zobaczyłem, że próbuje sprowadzać wózek po schodach, bo cóż innego miała zrobić. Szturchnąłem Szymona łokciem wskazując ruchem głowy kobietę. Bez słowa ruszyliśmy jej pomóc. Serdecznie nam podziękowała. Tu ktoś może mi powiedzieć "bo ty i Szymon jesteście harcerzami i macie obowiązek pomagać" bo i takie rzeczy słyszałem. Otóż nie. To wynika po prostu z dobroci i współczucia oraz dobrej woli. Dopiero po takim czynie dociera do mnie, że to było dobre i zgodne z tym co przyrzekałem. A znieczulica panuje. Nie, ona się panoszy. Mnóstwo ludzi przechodzi przez te przejścia obok ludzi, którym pomoc może nie jest niezbędna lecz wskazana. Uczepiłem się tych przejść bo ich nienawidzę a przechodząc przez nie dość często można niektórym ludziom przywrócić trochę wiary w to, że młodzież czy dorośli mają w sobie dobro. Chociaż niektórzy. Czy tak ma być? Mamy chodzić z klapkami na oczach i nie widzieć potrzebujących pomocy? Do czego to doprowadzi? A co gdy sami będziemy potrzebować pomocy? Co wtedy? Pomyślcie nad tym.

Komentarze

  1. Ciekawy artykuł, który powinien być wzorem dla ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i tak ale każdy jest inny. Ktoś mi powiedział, że dla niektórych odezwanie się do obcego człowieka jest tak ogromną trudnością, że po prostu nie są wstanie. Dziękuję za docenienie :3

      Usuń

Prześlij komentarz